Zapiekanka partyzancka – z tego, co jeszcze zostało z kwarantannowych zasobów. Szczególnie dla wielbicieli ziemniaczanego puree i niemarnowania.
Składniki:
- ok. 0,5 kg ziemniaków
- 1 łyżeczka soli
- 2 łyżki masła ( plus ewentualnie do posmarowania naczynia do zapiekania)
- opcjonalnie kilka łyżek tłustej śmietany lub mleka
- 5 liści kapusty włoskiej (w zależności od wielkości naczynia do zapiekania)
- boczek, albo wędlina, jaką akurat mamy w lodówce (w wersji bezmięsnej można dodać przesmażonego na maśle pora)
- cebula biała
- dwa ząbki czosnku
- łyżka tymianku, albo mieszanki ziół włoskich
- pieprz do smaku

Ziemniaki obrać, umyć, pokroić w kostkę i ugotować w osolonej wodzie do miękkości. Liście kapusty umyć i wrzucić do gotującej się wody na 5 minut. Wyjąć i przepłukać zimną wodą. Puryści mogą pokusić się o wycięcie łodyg.
Pokroić w kostkę wędlinę/ boczek i przesmażyć na patelni. Dodać obraną i pokrojoną w kostkę cebulę i smażyć dalej na małym ogniu. Ugotowane ziemniaki rozgnieść z masłem
i ewentualnie mlekiem/ śmietanką, dodać pieprz, zioła i zmiażdżony czosnek. Wymieszać z usmażonym boczkiem z cebulą, zostawiając tłuszcz ze smażenia na patelni.
Naczynie do zapiekania nasmarować tłuszczem ze smażenia, albo masłem. Ułożyć na dnie liście kapusty tak, żeby można było nimi „owinąć” masę ziemniaczną. Masę wyłożyć równomiernie na liście, opruszyć pieprzem, a wierzchnie liście polać pozosyałym tłuszczem ze smażenia, ablo masłem.
Zapiekać do zrumienienia się liści kapusty, ok 20 min w 190 C. Można podać z surówką – u mnie zostało akurat jeszcze sporo marchewki, więc starłam ją i polałam sosem z octu jabłkowego, oleju rydzowego i miodu. Dodałam też trochę maku.