Podobno żeby zacząć coś nowego wcale nie potrzebny jest skok w nowy rok, ale może właśnie takie umowne granice ułatwiają, motywują, dają poczucie, że teraz będzie inaczej, że się uda, że będzie konsekwencja… Biała karta, nowy rozdział i takie tam. A czy się uda wytrwać w nowych postanowieniach? To się okaże. 😉
Pierwszy dzień w 2017 rozpoczęłam od prostego, ale solidnego śniadania, które zawsze się udaje. Omlet francuski. Nazwa wydaje mi się wyjątkowo wyrafinowana, jak na coś, co zazwyczaj oznacza przegląd lodówki…

Do jego przygotowania użyłam:
- 2 jajka
- 3 pieczarki
- pół pomidora
- zioła: świeży koperek i bazylię
- pieprz, sól
- odrobina masła
Do miski wbijemy dwa jajka, dodajemy posiekany koperek, doprawiamy solą i pieprzem do smaku. Na patelni roztapiamy masło, wrzucamy pokrojone w kostkę pieczarki. Mieszamy i smażymy chwilę pod przykryciem na małym ogniu. Należy pamiętać, że pieczarki są jak gąbka i wchłaniają każdą ilość tłuszczu, więc w razie czego warto podlać je odrobiną wody, żeby je poddusić. Po ok. 2 minutach, pieczarki rozkładamy równomiernie na patelni, kładziemy pokrojonego w plastry pomidora. Po chwili zalewamy wszystko ostrożnie masą jajeczną i smażymy. Przez czas smażenia, odgarniamy ściętą masę od brzegów tak, żeby wypełnić je masą, która jeszcze się nie ścięła. Kiedy większość będzie już ścięta, zakrywamy patelnię pokrywką i smażymy nasz omlet na małym ogniu jeszcze przez chwilę.
Smażyłam omlet na małej patelni i łatwo udało mi się go przewrócić za pomocą szpatułki. Jeśli używamy większej, można w pewnym momencie złożyć omlet na pół, docisnąć go szpatułką i chwilę odczekać, żeby upewnić się, że cała masa jest ścięta. Należy jednak uważać, żeby go nie przesmażyć, bo wyjdzie suchy wiór.
Wyłożyłam na talerz i przyozdobiłam kilkoma listkami bazylii.
Do picia przygotowałam moją ulubioną ostatnio herbatę- matcha chai latte. Smak jest bardzo specyficzny, ale myślę, że warto choć raz jej spróbować, żeby wyrobić sobie własne zdanie. Matcha to sproszkowana zielona herbata bardzo bogata w antyoksydanty, działa odmładzająco, antystresowo, a nawet odchudzająco, wzmacnia system immunologiczny a także obniża poziom cholesterolu.
W herbaciarniach można kupić pojedyncze saszetki, matchę w zamkniętych puszkach zazwyczaj o pojemności ok 30 g., albo na wagę. Najlepiej kupić taką, która nie była wcześniej otwierana, bo nigdy nie wiemy jak długo dana herbata stała na półce, a jak większość produktów, z czasem traci ona swoje właściwości i walory smakowe. Po otwarciu puszki w domu, warto przechowywać ją w lodówce, ale w taki sposób, żeby nie chłonęła innych zapachów.
Matcha należy do stosunkowo drogich herbat z uwagi na sposób uprawy i wspomniane już wcześniej dobroczynne właściwości. Jej listki są chronione przed nadmierną ekspozycją na słońce, co ma zapobiegać gromadzeniu się w nich gorzkiego smaku. Ale herbata na pewno nie jest słodka!
Metoda jest bardzo prosta. Potrzebujemy: płaską łyżeczkę pudru matcha, kubek, małą trzepaczkę (w herbaciarniach można kupić specjalne bambusowe „szczoteczki” przeznaczone właśnie do przygotowywania matchy), ugotowane i ubite mleko.
Puder zalewamy gorącą, ale nie wrzącą wodą,mniej więcej do 1/3 pojemności kubka. Mieszamy dopóki nie rozetrzemy wszystkich grudek, dopełniamy ubitym mlekiem i tyle. Jeśli nie lubicie wytrawnego smaku zielonej herbaty, można przełamać go dodając odrobinę cukru. Wymieszać i pić.